29 sierpnia 2024

Uciąć głowę prawdzie - 3 pułapki grzechu

Perykopa opowiadająca historię śmierci Jana Chrzciciela, wpisała się mocno w kulturę i sztukę. Łatwo rozpoznajemy obraz głowy leżącej na misie, podobnie jak  uwodzicielski taniec kobiety, mający doprowadzić do czyjejś zguby. To łatwe rozpoznawanie obrazów i samej historii sprawia, że często prześlizgujemy się przez tekst, myśląc: „już to znam”. Dlatego chciałabym zaproponować wam wywiercenie dziurki w naszym utartym postrzeganiu, by zajrzeć nieco w głąb tej opowieści przytoczonej nam przez ewangelistę Marka.

Dość szybko dostrzegamy, że Jan - prorok, człowiek Boga i mówiący w imieniu Boga,  będący głosem wołającego na pustyni - jest przekazicielem prawdy, głosem Boga wzywającym grzeszników do nawrócenia, czyli Jan robi to, czego grzesznik najbardziej nie znosi - stawania nas w obliczu prawdy; tej najbardziej bolesnej i niewygodnej.

Zerknijmy jednak na trzy pozostałe postacie tej historii: Heroda, jego żonę Herodiadę oraz Salome - jej córkę. Są to trzy osoby żyjące w oddaleniu od Boga. Odcięły się od Niego przez swój grzech, a każdy z nich reprezentuje inną przyczynę oddalenia.

Herod jest namiestnikiem na tronie. Władza, którą sprawuje, została mu powierzona przez rzymskiego okupanta. Jest on więc królem, nie do końca królującym, ale z pewnością żyjącym pozorami władzy i mający jakąś jej część w swojej mocy. Herod, mimo tego, że uwięził Jana Chrzcielna (związał i uwięził prawdę), lubi go słuchać. Ponieważ jest zaintrygowany jego nauczaniem, oznacza to, że nie całkiem odciął się od Boga. Jego zainteresowanie zatrzymało się jednak na poziomie słuchania uszami. Herod jest jak uczony w piśmie, który lubi wiedzieć, rozumieć, zajmują go ciekawostki, niuanse i znaczenia, karmi swoją ciekawość i próżność wiedzy, ale nie pozwala sobie na to, by poznane prawdy weszły w przestrzeń jego życia

Możemy się tutaj zastanowić, na ile my sami wpuszczamy Boga do naszego życia. Czy nie ma w nim jakiejś przestrzeni, którą chronimy przed Panem Bogiem? Możemy bowiem znać przykazania, interesować się nauczaniem Jezusa, czytać Słowo Boże i uczestniczyć w liturgii, ale przybrać postawę Heroda, wedle której Bóg jest w porządku, dopóki nie muszę nic dla niego zmieniać. Dopóki zachowuję własną wolność polegającą na życiu po swojemu, Bóg mi nie przeszkadza.


„Dam ci o cokolwiek poprosisz” - powiedział Herod zauroczony tańcem Salome. Podobne słowa powiedział również Jezus: „O cokolwiek byście prosili Ojca, da wam w imię moje”. Patrząc na Heroda, powinniśmy więc zobaczyć karykaturę króla. Jest to władca, który próbuje rozporządzać tym, czego nie posiada (nie miał on nawet rzeczywistej władzy, by podzielić swoje królestwo i oddać je Salome). Jest on odwrotnością Dobrego Króla. Nie kieruje się miłością, a pożądliwością. Nie działa dla dobra poddanych, a na ich zgubę. Bardziej niż prawdę ceni pozory - dba o opinię biesiadników tak bardzo, że jest gotowy działać wbrew własnym przekonanim, by ich zadowolić.

Herod reprezentuje więc postawę człowieka z potencjałem, który interesuje się Bogiem, ale nie na tyle, by oddać mu królowanie we własnym życiu. Stawia Bogu granice, bo sam chce być panem swojego życia, choć nie ma nawet odwagi, by takie panowanie realizować. Wybiera pozory, by być lubianym i zdradza własne przekonania, by unikać konfliktów.

Herodiada, femme fatale, jest tą, która zawiązuje intrygę i dąży dosłownie po trupach do celu. Jej grzech jest tak mocno zakorzeniony, że nie jest ona w stanie nawet słuchać prawdy. Chce ją zagłuszyć, uciszyć i ostatecznie uśmiercić. Niepokój jej sumienia stał się tak potężny, że jest ona gotowa nie tylko realizować własne grzeszne, krwawe cele, ale wciąga w nie innych - nawet własną córkę. Herodiada wybiera życie bez Boga, bo Jego przykazania uderzają w jej wybory. Ona sama chce decydować o swoim życiu i nie jest zdolna stanąć naprzeciw prawdy. Jej serce jest zatwardziałe, a dusza niespokojna. Chwyta pierwszą nadarzającą się okazję, by rozwiązać problem z Janem. Jest źródłem intrygi i przekazicielką grzechu. Kiedy kat przyniesie Herodowi głowę Jana, ten poda ją Salome, a ta z kolei matce. Konsekwencja grzechu przechodzi z rąk do rąk wszystkich, który mu ulegli i wraca do samego jego źródła - kobiety pełnej pychy.

Możemy się zastanowić, czy w naszym życiu jest obecna skłonność do grzechu, z którego trudno nam zrezygnować. Czy w sakramencie pojednania ciągle wracamy z tym samym przewinieniem, a nasze wyznanie grzechu wiąże się z myślą, że i tak będzie się on powtarzał? Czy szukamy w swoim życiu woli Boga, czy sami chcemy o wszystkim decydować. A także - czy jest w naszym życiu przestrzeń, temat, sprawa, której krytykowanie przez innych wyprowadza nas z równowagi? Czy są rzeczy, których nie jesteśmy w stanie słuchać, choć wiemy, że ten, który poucza, kocha nas i chce dla nas jak najlepiej? Może być to dla nas wskazanie, że nasze sumienie nie jest do końca spokojne z decyzją, którą podjęliśmy. Czasami, choć bywa to trudne i bolesne, musimy się zatrzymać i przyjrzeć naszym destruktywnym emocjom i zapytać się siebie, dlaczego tracimy panowanie nad sobą (tracimy pokój, tracimy siebie) w obliczu konfrontacji.

Salome wydaje się może najmniej wyrachowana w swoim udziale w grzechu. Jest ona obojętna wobec Boga i Jego prawa, jakby całkiem Go nie dostrzegała. Widzi tylko siebie (swoje wdzięki, które prezentuje w tańcu) oraz matkę, której woli całkiem się poddaje. Salome, choć jest młodą i atrakcyjną kobietą, reprezentuje postawę zagubionego wewnętrznie dziecka, które nie zna własnego serca. Zapytana, czego pragnie, biegnie do matki z pytaniem, o co ma poprosić. Ona nie ma własnych pragnień, więc przejmuje cudze pragnienia. Jest to częsty problem człowieka, który nie został wychowany do poznania siebie samego. W dobie internetu i szybkiego dostępu do cudzego życia, często padamy ofiarami mody - ponieważ wszyscy czegoś pragną, to ja również pragnę tego samego. Zapominamy, że każdy z nas jest jedyny i niepowtarzalny, i nosi w sercu własne, unikalne pragnienia (poza tym jednym, wspólnym dla wszystkich ludzi pragnieniem miłości, prawdy, Boga - to jedno jest wpisane w duszę każdego z nas). Bogiem dla Salome stała się jej matka. To zamysły i wyroki Herodiady są decydujące i niepodważalne w życiu Salome.

Znaczące jest też to, że Salome działa „natychmiast” i „z pośpiechem”, a realizacji pragnienia domaga się „zaraz”. Również Herod wydał rozkaz „zaraz”. Pośpiech nie jest cechą Bożą, kiedy ma on źródło w pragnieniach. W myśl przysłowia „gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy”, wyłania się przed nami prawda, że grzech może wzrastać na naszej gwałtowności, braku zastanowienia, a przede wszystkim impulsywności. Chcemy tu i teraz realizować własne pragnienia, jakbyśmy się bali, że jakakolwiek przedłużająca się refleksja nad naszymi zamiarami, może ten zamiar odmienić. Z pośpiechem Bożym w Biblii mamy do czynienia, gdy jego źródłem jest radość, a celem dzielenie się radością - kiedy Maryja po zwiastowaniu idzie z pośpiechem, by dzielić się radością z Elżbietą. Kiedy uczniowie wracają z pośpiechem z Emaus do Jerozolimy, by ogłosić, że spotkali Zmartwychwstałego. Dobry pośpiech to gorliwość pchana Duchem Świętym, by dzielić się Dobrą Nowiną z innymi. Pośpiech diabelski to niecierpliwość w realizowaniu własnych pragnień.

Możemy przyjrzeć się naszym wzorcom - kto nam imponuje i kogo słuchamy? Czy potrafimy odróżnić dobre rady od złych? Czy korzystamy z rad doradców, którym zależy na naszym losie i którzy sami czerpią swoją motywację i siłę z dobrego (Bożego) źródła? Czy podążamy za modą w naszych wyborach? Czy znajdujemy czas ciszy i spokoju, by wsłuchać się w głos własnego serca? Czy badamy słuszność naszych pragnień, czy raczej jesteśmy niecierpliwi i gwałtowni w ich zaspokajaniu?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz