03 września 2024

Moc milczenia, moc obecności


„Każde pokolenie musi uczyć się na nowo mocy milczenia, mądrości zwracania się do wewnątrz, 
aby Twoje światło było przewodnikiem do świętości.”
(Psalm 145, Nan Merrill)

Coraz trudniej przychodzi nam zwracanie się do wnętrza. Toniemy w morzu bodźców i informacji. A jeśli trudno jest nam, to o ile trudniej będzie naszym dzieciom, które w tym natłoku wzrastają? Być może będą dużo lepsi od nas w znajdowaniu ciszy pośród chaosu, a może nie będą w stanie znieść ciszy w ogóle?

„Pustkę [próbujemy] zagadać niepotrzebnymi słowami lub zagłuszyć jedzeniem, chwilowymi przyjemnościami, nadmiarem dźwięków lub obrazów. Jeśli człowiek odkrytego w sobie braku nie wypełni Bogiem, będzie szukał bóstw, a one wpędzą duszę w jeszcze większy zamęt. Ta przejmująca pustka, której niektórzy doświadczają mocniej niż inni, przypomina o tęsknocie, o tym, że nasz dom znajduje się zupełnie gdzie indziej.” („Hewel” K.Pałys OP)

O. Pałys ma na myśli oczywiście dom niebiański, dom wiecznego szczęścia i miejsce, z którego wyszliśmy. Dom jest przy Bogu, a tam (jak to już pewnie nieraz słyszeliśmy i co mogło wzbudzać nasz niepokój) jest tylko miłość Boża i niczego innego nie będzie nam potrzeba. Jak to? Nie będzie muzyki, dobrej kawy i książek? Miłego towarzystwa, kultowych filmów, plaż i parków rozrywki? Jakoś umyka nam fraza: „niczego innego nie będzie nam potrzeba”, czyli: nie będzie tęsknoty, bo największa z nich zostanie zaspokojona - tęsknota za miłością, za komunią stworzenia ze Stwórcą.

Nie będzie „nic prócz Boga” - dlaczego nas to niepokoi? Może dlatego, że nie do końca Go kochamy. Gdy jesteśmy „zakochani po uszy” nie potrzeba nam nic poza tą jedną jedyną osobą. Można nie jeść, nie spać, tylko patrzeć w oczy drugiego i być, wzdychając do siebie w zachwycie. Oczywiście że ten stan szybko mija, często nawet mija tak gwałtownie, że pytamy samych siebie: „gdzie ja miałem oczy?”, ale to mijanie wynika z tego, że ludzka miłość nie jest doskonała. Tylko Bóg jest miłością doskonałą. U niego „nie ma przemiany ani cienia zmienności” (Jk 1, 17). My kochamy powierzchownie, a Jego miłość przenika do głębi całe stworzenie.

Ta głębia jest szczególnym miejscem spotkania Boga z człowiekiem. Bóg w swojej wszechmocy może nagle nawrócić grzesznika spektakularnym wydarzeniem (jak stanął przed Szawłem), jednak z reguły Duch Boży jest raczej szmerem łagodnego powiewu (1Krl 19, 12) niż huraganem. Nie wpycha się tam, gdzie go nie chcą, nie wywraca naszego życia do góry nogami, a wpisuje się w naszą codzienność i obecną sytuację - jeśli zaproszony i poszukiwany. To właśnie nasza własna głębia jest miejscem poszukiwań, jednak zanurzenie się w niej bywa trudne i nieprzyjemne. Nosimy w sobie wiele zranień, przekonań o świecie, samych sobie, o Bogu. Często nasza głębina leży pod gruzowiskiem nieprzepracowanych doświadczeń, a my żyjemy tak, by nie daj Boże nie ruszyć kamyczka. Przecież strach pomyśleć, co leży na dnie tych gruzów…

„Zbadaj mnie, Boże, i poznaj me serce; doświadcz i poznaj moje troski i zobacz, czy jestem na drodze nieprawej, a skieruj mnie na drogę odwieczną!” (Ps 139) Bóg zna zamysły i troski serca lepiej niż my sami. Mamy przecież świadomość, że czasami sami nie wiemy, co nas męczy. „Dlaczego jesteś nerwowy?” - „Nie wiem”. „Dlaczego jesteś taki smutny?” - „Nie wiem”. Nie wiesz, bo nie zbadałeś serca. Bo nie oddałeś go w ręce najlepszego z lekarzy.

Dbamy o wiele sfer naszego życia. Wyjeżdżamy na wycieczki ku rozrywce, uczestniczymy w szkoleniach, by się dokształcać, zapisujemy się na pobyt w sanatorium dla zdrowotności. To wszystko jest ważne, ale najczęściej umyka nam sfera duchowa. Czy naprawdę uważamy, że niedzielna Msza Święta, to niezbędne minimum, załatwia sprawę, by nasza dusza była szczęśliwa, spokojna i trwała przy Bogu? Błogosławiony ten, który tak ma! Ale raczej nikt tak nie ma - ja takiego człowieka jeszcze nie spotkałam.

„Duch przenika wszystko” (1Kor 2, 10), więc Boga można spotkać wszędzie. Jednak jesteśmy stworzeniami ograniczeń. Ograniczają nas nasze zdolności poznawcze, zmysły, umiejętność skupienia, wyciszenia, itd. Umiejętność wejścia w wewnętrzną ciszę wymaga od nas pracy i determinacji. Człowiek łatwo ulegający rozproszeniom, mający wiele na głowie, może się szybko zniechęcić i uznać, że trwanie w ciszy to dla niego coś niemożliwego, wręcz strata czasu. Siedząc przed Najświętszym Sakramentem od piętnastu minut już masz na myśli pięć innych, lepszych rzeczy do robienia? Jak refren powtarza się w głowie: „co ja tu właściwie robię?” Co robisz? Siedzisz w obecności Stworzyciela i Króla wszechświata! Czy w takiej perspektywie naprawdę masz lepsze miejsce, żeby być? Masz lepsze zajęcie do zrobienia? To „nic nie robienie” może przynieść dla twojej duszy i serca wielkie efekty, choć mogą być one z początku niewidoczne.

Pewna seniorka wpisana na listę czuwających przy wieczystej adoracji została skierowana na tygodniowy pobyt w szpitalu. Miała problem ze znalezieniem zmiennika codziennego czuwania i w ostateczności poprosiła sąsiada ateistę, by ją zastąpił. Zgodził się przychodzić do kościoła codziennie na określoną godzinę, siedzieć i… nic nie robić. Czuwać. Gdy po tygodniu seniorka wróciła, sąsiad stwierdził: „Pani wybaczy, ale ja tej godziny już pani nie oddam”. Przychodził nadal. Przychodzili oboje. Bóg ma moc odmieniać serce człowieka i robi to czasami tak delikatnie i czule, że prawie niezauważalnie, a jednak - zmiany są ogromne.

„Boże, ty jesteś moim Bogiem, od rana Cię szukam; pragnie Ciebie moja dusza, tęskni do Ciebie moje ciało.” (Ps 63)

Zapisujemy się na szkolenia, wyjeżdżamy na wycieczki, odnawiamy karnety na siłownię. Może warto też przynajmniej raz do roku wybrać się w podróż sam na sam z Panem Bogiem? W ciszy i oddaleniu od doczesnych zmartwień? Dać sobie tę przestrzeń dla rozwoju duchowego, a przede wszystkim dla rozwijania i pogłębiania relacji ze Stwórcą?

Relacja bazuje na szczerości, wracaniu do siebie w radości i smutku, dzielenia się szczęściem i troskami. Relacja pogłębia się przez wielogodzinne rozmowy i poznawanie się wzajemnie. To wracanie myślą do Przyjaciela i szukanie u Niego porady. To zaproszenie Go do swojego życia, swojej codzienności. Ale jak w każdej ludzkiej relacji, nie wystarczy pogawędka w biegu, kiedy przypadkiem mijamy się na ulicy. Potrzeba spotkania jeden na jeden, otwarcia serca i zaufania. Zapatrzenia się na siebie w zachwycie, co ma miejsce podczas adoracji. Bóg zachwyca się człowiekiem. Zachwyca się tobą, bo stworzył cię pięknie. Czy i ty potrafisz zachwycić się Bogiem? Czy wychodzisz Mu na spotkanie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz