„Maria obrała najlepszą cząstkę i nie będzie jej pozbawiona” - powiedział Jezus, a wcześniej pouczył: „Troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego”. Jaką „cząstkę” miał na myśli Jezus? Było nią trwanie Marii przy Nim. Towarzyszenie Jezusowi, otwarte uszy (i to uszy serca) na Jego Słowo, było tym, co dało początek jedności między Marią a Jezusem, co dało początek jej wewnętrznej radości, pokoju i poczuciu życia w pełni.
Do życia w pełni potrzeba niewiele, albo tylko jednego - Jego. Z obecnego, otwartego serca wynika trwanie, słuchanie i ufność, i dalej: zjednoczenie.
Zjednoczenie z Jezusem, na poziomie transcendentalnym, jest komunią człowieka z Bogiem, stworzenia ze Stwórcą, ale pozostając na poziomie nawet ziemskim, możemy powiedzieć, że jest dotarciem do głębi swojego jestestwa, poznania siebie na nowo w świetle Bożego zamysłu, czyli życiem (jak to współcześnie mówi) zgodnym z samym sobą. Bóg, stwarzając każdego z nas, uczynił nas na obraz i podobieństwo swojego Syna, więc w swoim korzeniu jesteśmy podobni Jezusowi. Wszelkie niepodobieństwo jako konsekwencja grzechu, który oddala i wypacza, pcha człowieka w samotność, w przestrzeń bez miłości, codzienność pozbawioną Boga.
Wybieram - to ważne słowo w tym kontekście. Maria „obrała najlepszą cząstkę”, czyli dokonała wyboru bycia z Jezusem. Zabiegała o jego towarzyszenie i słowa, bo wiedziała, że w Nim jest wszystko, co najważniejsze, że będąc przy Nim, wszystko inne zostanie jej dodane. Jak wielką łaskę otrzymaliśmy, że w świecie, w którym przecież nie brakuje codziennych zmartwień, smutku, bólu zewnętrznego i wewnętrznego cierpienia, mamy Tego, przy którym zmartwienia i troski stają się możliwe do uniesienia. Cierpienie i trud nie znikają - to oczywiste. Życie bez bólu byłoby nieludzkie. W towarzyszeniu Jezusowym znajduje się jednak niezbędne człowiekowi pokrzepienie, które pozwala wytrwać duchowi, nawet, gdy na poziomie ciała i psychiki czujemy się złamani. Ta (nadludzka) siła jest cząstką tchnienia Ducha Świętego.
„Jezus, zanim wstąpił do nieba, przyrzekł swoim uczniom prosić Ojca, by im zesłał Ducha Świętego: „A prosić będę Ojca, i innego Pocieszyciela do wam, Ducha prawdy”. (…) Jeśli z działania Ducha Świętego znikła dzisiaj w wielkiej mierze uderzająca nadzwyczajność, to jednak działanie to trwa dalej w duszach i choć jest przede wszystkim wewnętrzne, nie przestaje być godne podziwu” - pisze o. Marmion w książce „Chrystus życiem duszy”. Efekty działania Ducha nie są jednak wyłącznie wewnętrzne. Jeżeli patrzymy na świat otwartym sercem, to zauważīmy, jak często wpływa On na rzeczywistość poprzez decyzje i działanie człowieka. Porusza serce, które porusza rozum i ciało do konkretnych czynów. I tak, z najbardziej zasmucających okoliczności, potrafi ukłuć piękno, dobro i prawdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz