Matka, która prowadzi nas do Boga. Królowa, która prowadzi nas małżonków do siebie nawzajem. Służebnica, która prowadzi nas do naszego prawdziwego „ja” i uczy, jak to „ja” zespolić z wolą Bożą.
Wiele razy już pisałam, że moja osobista relacja z Maryją miała swoje doliny, cechowała ją oschłość i obojętność, wynikające z niezrozumienia i nieprzyjęcia daru Jej obecności.
W 2021 roku miało miejsce rozpoznanie, które zmieniło tak wiele, że teraz, gdy patrzę wstecz, mam wrażenie, że życie „przed” i „po” to dwie różne rzeczywistości. Takich „przed” i „po” można mieć w życiu bardzo wiele i piękne jest to, że nawracamy się nieustannie, ale istnieją pewne szczególne zwroty akcji. Moim było złapanie Matki za rękę, za różaniec i przyjście do Niej w pierwszą sobotę, a Ona zajęła się resztą. Jakby włożyła moją dłoń w dłoń swojego Syna, bym na nowo odkryła, czym jest miłość i jak ważny jest rozwój duchowy jako nieustanne pogłębianie relacji z Bogiem.
Nazywamy ją Panną, Królową, Orędowniczką. W Litanii Loretańskiej nazywamy ją pięćdziesięcioma pięcioma wezwaniami, ale najważniejszym z nich jest jedno, proste: Matko. Ta, która się troszczy, otacza opieką, byśmy nie oddalili się za bardzo od źródła miłości.
Kiedy tracimy łączność ze Stwórcą, opornie przychodzi nam modlitwa, tkwimy na duchowej pustyni, nie czując „nic”, to jakoś tak się zdarza, że westchnięcie do Niej w niemocy, okazuje się ratunkiem. Dlaczego tak się dzieje? Po co nam ta pośredniczka? Może dlatego, że ze wszystkich ludzi, to Ona najlepiej rozumiała Boga? Przyjęła Go w pełni, całą sobą, bo i duszą i ciałem. Oddychała Jego Słowem i żyła Jego tchnieniem.
„Oto Matka twoja” - powiedział Jezus do ucznia. Jako Jego przyjaciele i uczniowie zostaliśmy więc oddani pod opiekę Jego Matki, tak jak i Ona została oddana w naszą opiekę. Zostaliśmy zobowiązani, by przy niej trwać i uczyć się od Niej trwania przy Bogu.
Jan Paweł II napisał w liście apostolskim „Mulieris dignitatem”:
„Łaska nie przeocza natury ani jej nie unicestwia, ale przeciwnie: udoskonala ją i uszlachetnia. Tak więc owa „pełnia łaski”, która zostaje udzielona Dziewicy z Nazaretu jako Tej, która ma stać się „Theotokos” [Bogarodzicą], oznacza zarazem pełnię doskonałości tego, co „niewieście”, co „kobiece”. Znajdujemy się tutaj niejako w szczytowym punkcie i prawzorze osobowej godności kobiety. (…) Godność każdego człowieka oraz powołanie, które odpowiada tej godności, swą ostateczną miarę znajduje w zjednoczeniu z Bogiem. Maryja jest najpełniejszym wyrazem tej godności i tego powołania. Każdy bowiem człowiek, mężczyzna czy niewiasta, stworzony na obraz i podobieństwo Boga, nie może spełnić się poza wymiarem tego obrazu i podobieństwa.”
Dalej czytamy: „[Maryja] odnajduje siebie poprzez bezinteresowny dar z samej siebie. Odkrycie to łączy się z jasną świadomością daru, obdarowania przez Boga. Grzech już u samego początku zaciemnił tę świadomość, poniekąd ją stłumił, jak na to wskazują słowa pierwszego kuszenia ze strony ojca kłamstwa. W Maryi Ewa odkrywa na nowo, jaka jest prawdziwa godność kobiety, kobiecego człowieczeństwa. Odkrycie to winno stale docierać do serca każdej kobiety oraz kształtować jej powołanie i życie.”
Szczególnie ważna i jasna wydaje się rola Maryi w życiu małżeńskim, gdzie jest Ona wzorem nie tylko dla kobiety. (W razie wątpliwości pojawiających się w głowach mężczyzn, odsyłam do przyjrzenia się relacji Matki Bożej ze św. Maksymilianem Kolbe, który związał z Nią całe swoje życie i całą wszechstronną działalność.) Maryja czuwa nad małżonkami, których celem jest trwanie we wzajemnej komunii i w komunii z Bogiem. Ona doskonale wie, czym jest jedność i jak praktykować ją w codzienności.
Królowo rodzin, módl się za nami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz